piątek, 29 kwietnia 2016

Dzień piąty rzucania palenia czyli ostatki...

Dziś piąty dzień kuracji. Piątek... co oznacza, że dziś, zgodnie z zaleceniami mam wypalić ostatnie papierosy. Nie za bardzo sobie to wyobrażam i nawet nie chcę o tym myśleć, więc, jak mi się tylko przypomni, że to już dziś, to jak najszybciej tę myśl odsuwam.

psycholog rzuca palenie
Nie mam potrzeby dodatkowo się katować taką wizją. Bo podczas całego tego odstawiania przyjęłam taką strategię, że sobie rzucania palenie nie będę niepotrzebnie utrudniać. Rozstanie z czymś (obojętnie: substancją, czynnością), która towarzyszy ci od lat i stanowiła dotąd nieodłączny element codzienności wcale nie jest emocjonalnie łatwe i jednoznaczne. Być może dla osób nieuzależnionych od niczego jest to trudne do pojęcia, ale właśnie tak to wygląda. Jest w tym i smutek i nostalgia i trochę tęsknoty, sporo wspomnień. I te uczucia pojawiają się nawet w sytuacji takiej jak moja: nikt mi nie kazał, sama sobie to rzucanie palenia wymyśliłam, mam motywację, sposób z farmakologią jak na razie działa. Tego smutku nie łagodzą mi nawet wyobrażone korzyści. Jest i już. Więc mam zamiar sobie dzisiaj z nim pobyć: z tym smutkiem, z tą myślą, że coś za sobą zostawiam. Bo zostawiam kawał życia.

Więc smutno mi od rana. Jeśli chodzi o fizyczne efekty: constans. Fizyczne ciągoty zablokowane przez cytyzynę. Psychiczne - pojawiają się z rzadka, ale towarzyszy im irytacja i frustracja, bo nawet zapalenie papierosa (dziś jeszcze dozwolone, chlip, chlip) nie daje żadnej radochy. Już nawet nie o to chodzi, że nie smakuje. Papieros wypalany przy zablokowanych receptorach właściwie nie ma żadnego smaku. Nie daje też żadnego efektu. Więc te wszystkie 4 jakie wypalam w ciągu dnia i tak wywalam do popielniczki po połowie.

Nadal wchłaniam wszystko, co mi pod rękę wpadnie w sensie chrupki, chipsy, słonecznik, batoniki itp. Pomaga zająć ręce i gębę? Pomaga. I dokładnie o to mi chodzi. W sumie, jakby podliczyć te reklamówki słodyczy i pogryzajek nabyte drogą kupna od poniedziałku (plus cena za opakowanie leku), to na razie całe to rzucanie wychodzi drożej niż palenie. Ja naprawdę wcinam tego mnóstwo. Mam jednak sporo zaufania do mojego organizmu, wiem, że potrafi się sam świetnie regulować, więc nie zamierzam mu się sprzeciwiać. Jak chce - to ma. Przypominam, obowiązująca strategia brzmi: nie utrudniać sobie. Jak ciało będzie mieć dość, to samo zasygnalizuje.

Wieczorem jest trudniej, zwłaszcza ze świadomością, że to ostatni wieczór palenia. Manewruję więc tak, żeby zostać sama, nie kłaść się do łóżka jak najdłużej. Słucham różnych starych kawałków i co ciekawe, jakoś wracają te, które znałam bardzo dawno temu, jeszcze w czasach, gdy nie paliłam. Tak, jakbym chciała sobie ten smutek trochę podkręcić. Oczywiście mogłabym tutaj podać tytuły tych utworów i nazwy zespołów, ale lepiej sobie znaleźć własne. Bo to, co tutaj piszę, nie jest przecież uniwersalną receptą. To, że mi pomagają słone chrupki, słodkie batoniki i stare muzyczne klimaty nie oznacza, że tak będzie u każdego. Ale OK, napiszę: słucham The Straglers, The Cure i Nusrata Fateha Ali Khana. To też zaliczyć do wahań nastroju?

Po ostatniego papierosa (dokładnie z tą świadomością, że to ostatni) sięgam właściwie nad ranem. Ptaki zaczynają już śpiewać. Nie smakuje, ale wypalam do końca, bardzo skrupulatnie, aby potem nie żałować.

Czyli co, jutro bez? Całkiem bez? Nie nastawiam budzika, wyłączam telefon - im później wstanę, tym lepiej. No i zobaczymy, jak to będzie.

2 komentarze

  1. I co Elu,jest postęp? Iwona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli przez postęp rozumiemy odstawienie papierosów - to jest :) Od soboty nie palę. Zgodnie z zaleceniami. O tym będzie następny post, bo łatwo nie jest.

      Usuń

© Psycholog rzuca palenie
Maira Gall