poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Rzucanie palenia - dzień pierwszy

Poniedziałek. Wczoraj jeszcze raz przeczytałam całą ulotkę Desmoxanu w te i we wte, bo zamierzam bardzo dokładnie trzymać się wytycznych, dawkowania i tak dalej. A wytyczne na dziś oraz na dwa następne dni są takie, że należy łykać jedną kapsułkę co 2 godziny. W sumie ma wyjść 6 kapsułek na dobę. Jednocześnie należy, cytuję z ulotki "stopniowo zmniejszać liczbę wypalanych papierosów".

Jak podejrzewam, taki harmonogram łykania kapsułek jest związany z właściwościami nikotyny, czyli tego, od czego jestem uzależniona. Przy okazji dowiaduję się sporo ciekawych rzeczy, na przykład tego, że nikotyna działa niemal natychmiastowo (czas potrzebny na dotarcie nikotyny od ust do tętnic w mózgu wynosi zaledwie 7 sekund) - a więc to dlatego efekt po zapaleniu jest błyskawiczny! Natomiast biologiczny okres półtrwania nikotyny w mózgu to właśnie 2 godziny. Co oznacza, że najpóźniej po 2 godzinach nałogowy palacz, taki jak ja, poczuje chęć na kolejnego papierosa. Bo mu nikotyny będzie brakować. A jeśli w tym czasie do receptorów nikotynowych zamiast nikotyny właduje się cytyzyna (substancja czynna w Desmoxanie), to głód nikotynowy zostaje wyhamowany. Czyli będzie łatwiej, a przynajmniej powinno być. Łatwiej o objawy fizyczne.

Moje poranne obyczaje wyglądają tak, że pierwszą czynnością po przebudzeniu jest wypalenie papierosa na balkonie (w mieszkaniu nie palimy). Przed wizytą w łazience, przed łykiem kawy, przed czymkolwiek. Z tego co wiem, to objaw bardzo poważnego uzależnienia. Nawet nie śmiem uważać inaczej, ale do tej pory mnie to nie ruszało. Dziś też mnie nie rusza. Zatem idę zapalić, z dość przerażającą wizją w głowie, że to jeden z ostatnich. I nie udaję (nawet przed sobą), że mi smakuje. Ale zapalić trzeba, nie wyobrażam sobie, że dzień miałby się zacząć inaczej. Potem siku, potem kawa, a potem pierwsza kapsułka zaplanowana na 9.30. Łykam i mam wrażenie, że coś się dokonało. Początek realizacji planu. He, he, tak, jakbym nie mogła się już wycofać. A przecież mogę, w dowolnym momencie i chyba nawet nie będzie mi głupio.

Nawet znajduję w ulotce fragment, który mógłby być niezłym wytłumaczeniem, dlaczego się wycofałam:
"Jeśli leczenie nie dało efektów i pacjent nadal odczuwa potrzebę palenia tytoniu, należy przerwać przyjmowanie leku. Leczenie można rozpocząć ponownie w ciągu 2-3 miesięcy."
No właśnie, przecież mogę się okazać beznadziejnym przypadkiem, na który cytyzyna nie działa i odłożyć całą sprawę na kilka miesięcy. W sumie to nie wiem, czy chciałabym żeby się tak okazało (moja uzależniona część chciałaby na pewno!), czy nie. No nic, będę się obserwować: w tym akurat mam wprawę z racji profesji: czy mam wahania nastroju? jakie mi się emocje pojawiają? czy są jakieś odczucia z ciała? jak biegnie tok mojego myślenia?

Na razie tok mojego myślenia biegnie tak, że w sumie wybrałam chyba wygodną metodę. Przecież jest napisane: "stopniowo zmniejszać". A przecież "stopniowo zmniejszać" to bardzo subiektywne, nieprawdaż? Skoro palę paczkę dziennie, w porywach więcej, to nawet jak tylko troszkę zmniejszę, to przecież będzie właśnie "stopniowe zmniejszanie". Stan na rano: w paczce jest jeszcze jakieś 15 papierosów z wczoraj. Po południu idę do pracy, a do tego czasu łykam kapsułki zgodnie z harmonogramem, na przemian z paleniem. Brak zmian, ani mniej, ani rzadziej. Ciekawe, co będzie po południu, bo 0 17.00 mam godzinną przerwę pomiędzy kolejnymi pacjentami, którą zamierzam wykorzystać na zakupy (żwirek dla kotów się skończył). Palę podczas każdej przerwy w pracy. Na papierosa wychodzę podczas tych 10 minut pomiędzy kolejnymi sesjami, a co dopiero mówić o godzinnej przerwie. To czas na co najmniej dwa! Palę po drodze do gabinetu i palę po skończonej pracy w drodze z do tramwaju.

0 17.00 jestem już po 4 kapsułkach. Ciekawe, jak tam moje receptowy nikotynowe. Idę do najbliższego Rossmanna (mają tam żwirek). No i co zapalić? No, nie wiem, w sumie to mi się nie chce palić, nie mam fizycznego ssania, ale przecież zawsze po drodze palę. Sama siebie przekonuję, że zapalić trzeba, a co fascynujące - mam wrażenie jakbym się do tego papierosa trochę zmuszała. Dialog wewnętrzny wygląda tak: No bo skoro nie czuję wyraźnego, fizycznego głodu nikotynowego, to po co? No bo zawsze palę, jak idę do sklepu. Ale potrzeby nie ma? No, nie ma, ale co innego miałabym po drodze robić? No i zapalam. Mam wrażenie, że to nic nie zmienia. Ale w sumie, co miałoby zmieniać? Uświadamiam sobie, że mam rację tłumacząc moim pacjentom, że kwestia fizycznych objawów uzależnienia to pikuś w tymi psychicznymi. Objawy odstawienia można załatwić detoksem, ale silne pragnienie sięgnięcia po "ulubioną substancję" i wszystkie zwyczaje związane z uzależnieniem zostaną i będą o sobie przypominać. To ich dotyczy terapia, tego co jest w głowie.

Podczas ostatniej sesji terapeutycznej czuję się nieco rozkojarzona i mam wrażenie, że mówię za cicho (ale zwykle mówię raczej cicho, więc nie wiem, czy to ma związek). W domu muszę sprawdzić, czy takie działanie niepożądane jest wymienione w ulotce. Jest: trudności w koncentracji. Postanawiam też schować paczkę w szafce, żeby nie leżała tak na widoku. Po co ma wywoływać skojarzenia i kusić? Zresztą, to jedno z zaleceń terapeutycznych podczas terapii uzależnień: usunąć z domu wszelkie przedmioty kojarzące się z nałogiem. No to chowam. Popielniczka na balkonie jednak zostaje. Stan na wieczór: w paczce został 1 ostatni papieros. Wypalam go na dobranoc. Jakby to policzyć, to w ciągu dnia wypaliłam jakieś 13 papierosów (2 wypalił Rafał). Bez specjalnego dyskomfortu. Nie jakoś zasadniczo mniej, ale jednak mniej.

Taka sytuacja zdarza mi się po raz pierwszy od lat. W sensie, że nie czuję niepokoju, że nie ma na rano. Jestem spokojna, między innymi dlatego (jak sądzę), że przecież stacja benzynowa jest pod blokiem, więc jakby co, zaraz rano mogę pójść i kupić. Niemniej jednak oznacza to, że zaraz po wstaniu z łózka papierosa nie będzie. A to już zupełna nowość.

7 komentarzy

  1. Trzymam mocno kciuki. A nie lepiej tak ostrym cięciem? Ja już zaczęłam 6ty rok. Jednego dnia. Ani razu nie miałam nawet ochoty zapalić, a paliłam 2 paczki przez ponad 30 lat. Dlatego tak mocno trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W przypadku uzależnienia od nikotyny palenie nie ma nic wspólnego z ochotą na papierosa. Tylko z głodem nikotynowym, fizjologicznym. W takiej sytuacji to nie jest kwestia ochoty tylko wewnętrznego przymusu.

      Usuń
  2. Ania od Mariana i Kredki (bo Ań jest dużo, a trzeba się wyróżniać)28 kwietnia 2016 21:24

    Przede wszystkim Elu życzę Ci, żebyś nie musiała wracać do terapii za 2-3 miesiące. Ciekawa jestem Twoich odczuć, bo czytając wpisy na blogu wracam trochę do swoich doświadczeń sprzed blisko 2-3 lat i porównuję :) Też rzucałam z pomocą Desmoxanu - przypuszczam, że Ci o tym mówiłam - i też przeczytałam tę informację o powrocie do terapii w razie niepowodzenia. Dawało to, owszem, jakieś poczucie bezpieczeństwa, że gdyby jednak coś strzeliło mi do łba... ale ja byłam tak szczęśliwa, że preparat pomógł mi się uporać z nałogiem właściwie bezboleśnie, że po prostu bałam się kusić los :) czego i Tobie życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że się uda. Na razie uczę się odróżniać fizjologiczny głód nikotyny od behawioralnego przymusu. Ten drugi nadal jest, ale z fizjologią cytyzyna radzi sobie dobrze :)

      Usuń
  3. Ja wielokrotnie próbowałem rzucić palenie i nigdy mi sie nie udało :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Super, rzucić palenie to prościzna:) Ja też będę rzucała to rzucę od razu:)

    OdpowiedzUsuń

© Psycholog rzuca palenie
Maira Gall