niedziela, 24 kwietnia 2016

Dzień zerowy

Kiedy myślałam o wyznaczeniu konkretnego dnia, w którym rozpocznę kurację Desmoxanem, początkowo brałam uwagę daty różnych ważnych wydarzeń z przeszłości. Żeby było tak rocznicowo, symbolicznie. Tyle, że żadna specjalna data akurat się nie zbliża.

psycholog rzuca palenie
Oczywiście, mogę poczekać do na przykład urodzin. To przecież zaledwie za miesiąc. Jakby to było ładnie, tak na okrągło, prawda? Przecież tyle osób podejmuje ważne postanowienia od jakiegoś dnia. Od Nowego Roku, od urodzin właśnie, od przyszłego poniedziałku. Więc może poczekam jeszcze trochę? W końcu skoro palę ponad 20 lat, to przecież nic się nie stanie, jeśli poczekam jeszcze miesiąc. I kiedy usłyszałam w swoich myślach to "przecież nic się nie stanie", tknęło mnie. Przecież ja to wszystko znam. Znam z relacji moich pacjentów. Znam to odkładanie, przekładanie na abstrakcyjne kiedyś. No, może przestanę ćpać, ale to od następnego tygodnia. Tak, zamierzam skończyć z piciem i już postanowiłem, że zrobię to w lipcu. Przestanę grać hazardowo, oczywiście, że przestanę. Kiedyś. Byle dalej, byle nie teraz. Żeby móc się uspokoić, że przecież decyzja została już podjęta, tyle że z różnych ważnych powodów jej realizacji absolutnie nie można rozpocząć teraz. Tak, znam to. Przecież to nic innego, jak mechanizm iluzji i zaprzeczeń (jeden z psychologicznych mechanizmów rozwijających się w uzależnieniu). Mechanizm w czystej postaci. Bo TERAZ wymagałoby działania. Weryfikowałoby tę ułudę, odbierałoby ten iluzoryczny spokój. A KIEDYŚ pozwala tkwić dalej w tym, w czym się tkwi.

A co robię ja sama? Dokładnie to samo. Czekam na odpowiednią datę. Byle tylko nie musieć przestawać teraz.

I kiedy się już na tym przyłapałam, to zrobiło się trochę jaśniej. Przede wszystkim dlatego, że zrozumiałam, co się dzieje, dlaczego odkładam moment rozpoczęcia. Tak właśnie działa uzależnienie, jakby równocześnie przemawiały dwie sprzeczne tendencje, dwa pragnienia. Z jednej strony chcę rzucić palenie (przecież kupiłam ten Desmoxan, wydawałoby się, że podjęłam decyzję, mam motywację, o której napiszę więcej w kolejnych postach). A z drugiej - przecież to wcale nie jest prosta decyzja. Uzależnienie staje się częścią życia, elementem codzienności, ba! częścią tożsamości (jestem palaczką). Jest tyle momentów w ciągu dnia, w których papieros wydaje się naturalny. W trakcie przerw w pracy przy komputerze, w trakcie rozmów telefonicznych, na które wychodzę na balkon, kiedy wysiadam z tramwaju wracając wieczorem po pracy do domu. Czym go zastąpię? Jak to zorganizować? Co innego zrobić?

Uświadomiłam sobie w tym momencie, że po prostu się boję. Boję się jak cholera. Nie tyle nawet tego, że może mi się nie udać, co tych wszystkich zmian, które będę musiała wprowadzić w życie, jeśli ma się udać. Same tabletki przecież palenia za mnie nie rzucą. Owszem mają pomóc zmniejszyć objawy głodu nikotynowego. Ale uzależnienie to nie tylko kwestia fizyczna. Trudniejsze do wyplenienia są nawyki, przyzwyczajenia, te wszystkie drobiazgi, które wypełniają dzień - czyli kwestia emocji, zachowań, rytuałów. Znanych od lat, więc trudno je tak po prostu zmienić nagle, naraz i bez żalu. Jak sobie ułatwić? Pomyślę, czym zastąpić papierosa (mentosy, chrupki, cukierki?). I bardzo czujnie będę się obserwować.

Powiedziałam Rafałowi, że jutro zaczynam. Zapytał, dlaczego akurat jutro. A dlaczego nie? Dzień równie dobry jak każdy inny. Zawsze musi być jakaś data. Więc u mnie będzie to 24 kwietnia. Poniedziałek.

I naprawdę nie mam ochoty zastanawiać się dlaczego jutro, a nie dziś. I jeśli naprawdę nie zacznę od rana, to oznacza, że tak naprawdę nie podjęłam żadnej decyzji, że tylko przed sobą udaję. Bo dowodem na podjęcie decyzji jest podjęcie działania, a nie mentalne onanizowanie się myśleniem o jej podjęciu.

 Więc zobaczymy.

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

© Psycholog rzuca palenie
Maira Gall