czwartek, 28 kwietnia 2016

Rzucanie palenia - ważny dzień czwarty

Dzień czwarty jest o tyle ważny, że zgodnie z ulotką, począwszy od dziś powinnam zmniejszyć przyjmowanego dawkę leku. Mam przyjmować kapsułki już nie co 2, ale co 2,5 godziny - maksymalnie 5 kapsułek w ciągu doby. Trochę się obawiam, czy to wystarczy, aby stłumić objawy głodu, ale zdecydowałam, że podczas kuracji będę bardzo skrupulatnie przestrzegać wszystkich zaleceń, począwszy od odstępów pomiędzy poszczególnymi kapsułkami, poprzez ilość zalecanych kapsułek na dobę, a skończywszy na tym stopniowym zmniejszaniu ilości wypalanych papierosów.

psycholog rzuca palenie
Skąd ta skrupulatność? Z bardzo prostego powodu - nie zamierzam ryzykować niepowodzeniem, wyważać otwartych drzwi i wymyślać autorskiej kuracji. Skoro postanowiłam skorzystać z tego sposobu i z tego leku to będę się trzymać tego, co napisane w ulotce, a nie twierdzić, że wiem lepiej. Nie zamierzam wiedzieć lepiej - zamierzam stosować się do wskazań opracowanych przez fachowców. Również dlatego, że widziałam wiele razy, co się dzieje, kiedy pacjent wie lepiej. Postanawia zmodyfikować dawkowanie, pory przyjmowania i moment zakończenia przyjmowania leków zgodnie z tym, co mu się wydaje, a nie z tym, co zalecił lekarz. To jedna z przyczyn niepowodzeń na przykład kuracji antybiotykowych, bo ludzie przestają zażywać lek, jak tylko poczują się lepiej, a nie do końca. Owszem, objawy znikają, ale przy okazji hoduje się odporne na antybiotyk, bo nie wytłuczone do końca bakterie.

Znam to zjawisko również z własnej praktyki terapeutycznej. Zgłasza się do gabinetu pacjent z problemem uzależnienia i już na wstępie gorąco deklaruje, że zrobi WSZYSTKO, żeby się wyleczyć. Nauczyłam się bardzo podejrzliwie podchodzić do takich żarliwych deklaracji, bo stosunkowo często owo WSZYSTKO oznacza: wszystko POZA przestrzeganiem zaleceń terapeutycznych. Zaleceń dotyczących na przykład unikania kontaktu z wyzwalaczami, nie ładowania się w zagrożeniowe sytuacje, wstrzymania się z kontaktem z osobami budzącymi nałogowe skojarzenia, a także systematycznego obserwowania swoich uczuć i objawów głodu. Dlaczego? Bo pacjent wie lepiej, co mu szkodzi, a co nie i w związku z tym terapeuty słuchać nie będzie. To nic, że przejechało się już na tym kilkadziesiąt roczników innych pacjentów. Pacjent wie lepiej i kropka. Ewentualne niepowodzenie najwyżej zwali na to, że terapia nie pomaga, a terapeuta jest kiepski. Bo przecież nie ma to absolutnie nic wspólnego z tym, że nie przestrzegał zaleceń. Absolutnie. To trochę tak, jakby do lekarza wybrał się chory, wysłuchał pana doktora, zabrał receptę na lekarstwa, ale potem jej albo nie wykupił albo lekarstw nie zażywał i narzekał, że lekarz źle go leczył. Czasami w związku z tym zdarza mi się ironiczny żart, że ośrodki leczenia uzależnień wciąż funkcjonują i zarabiają właśnie dzięki uzależnionym, którzy wiedzą lepiej. Lub otwarty komentarz jak najbardziej serio: skoro pan/pani wie lepiej, jak się leczyć, to znaczy, że ja nie jestem pani/pani do niczego potrzebna.

Naczytałam się też na forach na temat Desmoxanu, jak to ludzie odstawiają już po jednym dniu (i to wcale nie z powodu nieprzyjemnych skutków ubocznych, tylko z tego powodu, że wiedzą lepiej), dawkują jak popadnie, a potem się dziwią, że nie ma spodziewanych efektów.

No więc postanowiłam nie wiedzieć lepiej, tylko się słuchać. Nie popełniać błędu, który tak dokładnie dostrzegam u innych. Czyli, po pierwsze, zastosować te zalecenia, które sama daję moim uzależnionym pacjentom (wspomniane wyżej), a także przestrzegać tego, co napisali w ulotce i nie wydziwiać. Zwłaszcza, że chyba działa. Fizyczne ciągoty właściwie nieodczuwalne. Psychiczne, związane ze skojarzeniami - jak najbardziej obecne, ale o wiele rzadziej niż się obawiałam. A przecież właśnie dlatego zdecydowałam się na farmakologiczne wspomaganie. Bo obawiałam się, że bez tego głody nikotynowe będą na tyle silne, że w ogóle nie dam rady odstawić papierosów. Cytyzyna miała sprawić, żeby było mi lżej, żeby pomysł w ogóle stał się realny - i sprawia. Producent obiecał taki efekt i efekt jest. Kapsułka oczywiście nie jest panaceum na wszystko, co się teraz w mojej głowie i w ciele dzieje. Ma jedynie zablokować te receptory nikotynowe - z psychicznym uzależnieniem muszę już sobie radzić sama. Jednak jest mi zdecydowanie łatwiej niż gdybym musiała to robić "na żywca". Zaleceń przestrzegam również dlatego, aby się potem na siebie nie irytować, że na własne życzenie zaprzepaściłam te 3 dni.

Wystarczy mi aktualna irytacja. A po wczorajszych wahaniach nastroju (jak sobie chciałam pohisteryzować) sytuacja jest mocno rozwojowa. Na dobre odpaliłam bloga, ludzie zaczynają się na niego natykać w sieci, polubiać i komentować. A ja dostaję szału. Wszystko mnie... już nawet nie irytuje, tylko mówiąc prostym żołnierskim językiem, wkurwia. To, że komentują, to jak komentują, to, że nie komentują, jak dobierają słowa, jak życzą powodzenia, jak się dzielą swoim doświadczeniem, jak żartują. WSZYSTKO! Na szczęście Rafał siedzi w domu, więc mogę pokrzyczeć o tym i powarczeć do niego, a wtedy jest łatwiej, bo trochę daję upust tym emocjom. Wszystko mnie doprowadza do szału. Już nawet myślę, żeby całkiem wykasować tego bloga, jak się mam tak przy tym unosić, bo po cholerę mi takie emocje. I w ogóle. No to sobie powarkuję, puszczam pod nosem złośliwe teksty i to przynosi chwilową ulgę. Z usuwaniem bloga postanawiam się wstrzymać, podobnie jak z odpowiadaniem na komentarze do chwili, jak mi trochę to wkurzenie przejdzie i się ustabilizuje, bo jednak widzę przecież, że mi się nieadekwatnie rzuca na mózg.

Dziś decyduję się na absolutny hardcore. Do pracy nie biorę w ogóle żadnego papierosa. No i oczywiście mnóstwo mentosów i chipsów, a jakby co, to są tam jeszcze cukierki. W czwartki prowadzę grupę, czasami robimy przerwę, a już zawsze po zajęciach zatrzymujemy się przed gabinetem i palimy z uczestniczkami na pożegnanie. Tym razem trochę ociągam się z wyjściem (celowy wybieg, bo się nie chcę narażać na zapach). Jestem bardzo, ale to bardzo zadowolona, bo przez całą grupę nawet o papierosach nie pomyślałam, do domu też dotarłam bez myślowych natręctw. Super!

Po drodze wstępuję do sklepu i nabywam alternatywy: 2 paczki słonecznika, słone paluszki, 2 opakowania chrupków oraz winogrona. Wszystko, na czym mi się  wzrok zaczepił. Mam nadzieję, że wystarczy do jutra. Od razu też wyjaśnię, że to nie ma być zdrowe. Nie o to chodzi. To ma być to, czego mi się organizm dopomina, patrząc na półkę w sklepie. Jak się kiedyś uruchomi przy marchewce, to kupię tę marchewkę. A jak się uruchamia przy chipsach - to kupuję chipsy. Bo też w tym całym rzucaniu palenia celem nie jest zdrowy tryb życia ani zdrowe odżywianie. Celem jest po prostu rzucenie palenia :)

Wieczorem czeka mnie kolejna silnie skojarzeniowa sytuacja. Gotuję zupę krem z zielonego groszku. Na słoninie, z gałką muszkatołową, cynamonem, pieprzem itp. Pycha. Ale nie to, rzecz jasna, jest problem. Problemem jest to, że dotąd przygotowując jedzenie w kuchni, zwłaszcza potrawy czasochłonne, podczas przerw (bo wszystko wstawione i na gotującą się wodę patrzeć nie trzeba przecież) wyskakiwałam na balkon, żeby zapalić. Co mam teraz robić podczas tych przerw? Po raz kolejny myślę, jak ogromne znaczenie mają te zastępcze czynności, te wszystkie "zamiast". Więc podczas przerw wskakuję, ale tylko do dużego pokoju, wrzucam kilka chrupków, czytam kilka kartek kryminału i wracam do kuchni.

Dziś wypaliłam tylko 4 papierosy. CZTERY!!! A i to tak po połowie, bo wywalałam je, nie czując tego ulubionego efektu. Jednak przez całe popołudnie i wieczór czuję się jakbym była ostro przepalona. Szczypie mnie język, boli mnie gardło. Może dla organizmu to tak duży stres, że aż odporność mi trochę spadła? A może to po prostu ciąg dalszy działań ubocznych...

Jutro trudny dzień. Cytuję ulotkę:
Osoba paląca tytoń powinna całkowicie zrezygnować z palenia najpóźniej 5 dnia po rozpoczęciu leczenia
Ergo. Jutro zapalę ostatniego. Kurczę. Trochę mnie przeraża ta wizja, że to już. Przeżywam to trochę tak, że żegnam się z czymś ważnym. Na przykład z zapachem nikotyny na dłoniach, tuż po wypaleniu papierosa. Bardzo go lubiłam, choć innym może śmierdział... Lubiłam/Lubię bo kojarzy mi się z domem, poczuciem bezpieczeństwa, mamą. Ona też paliła i pamiętam z dzieciństwa zapach jej dłoni... Rzucanie nałogu to również rozstanie się z takimi rzeczami...

4 komentarze

  1. Teraz to już nikt nie skomentuje, bo Cię nie będziemy chcieli wkurwiać :)))
    No dobra, pierwsza. Możesz się powkurzać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ja wcale nie oczekuję, że ktoś za moje emocje będzie brał odpowiedzialność :)

      Usuń
  2. No i? Czekam i czekam na relacje z dni następnych i doczekać się nie mogę. Ale doceniam fakt, że jeszcze nie usunęłaś bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A niby dlaczego miałabym go usuwać? Jak się uda, to super. Jeśli się nie uda, to całkiem nie super, ale będzie to świetna okazja do przyjrzenia się, czemu się nie udaje. I zapraszam na relację od soboty do dziś :)

      Usuń

© Psycholog rzuca palenie
Maira Gall