środa, 27 kwietnia 2016

Dzień trzeci - bardzo dziwna środa

Dziś trzeci dzień kuracji. Budzę się bladym świtem, jak na mnie kompletnie nietypowo, bo o 6.00. Leżę w łóżku i zastanawiam się, czy wytrzymam do 11.30, bo dziś też o tej godzinie chcę wziąć pierwszą kapsułkę. Czy nie odezwie się głód? Może spróbuję jeszcze zasnąć? Niestety, nie da się. Ulotkę znam prawie na pamięć, ale i tak zaglądam, żeby sprawdzić, czy tak jak pamiętam, jest tam napisane o możliwych zaburzeniach snu. Jest. To znaczy wszystko w normie.
Jest też napisane o dziwnych snach, a na forach, na które zaglądałam przed rozpoczęciem kuracji, ludzie się wręcz przechwalali tymi dziwnymi snami, robiąc tajemnicze pauzy i każąc się domyślać, że ho ho ho, nie wiadomo, co się po tym Desmoxanie śni. Rzeczywiście, i wczoraj i dziś miałam dość wyraziste sny z rozbudowaną fabułą i pamiętam je po przebudzeniu. Ale żeby dziwne? Zresztą, co kto rozumie przez dziwne.... Ja zazwyczaj pamiętam swoje sny i to, że nie są logiczne (jak to sny, polecam w tym temacie "Zapomniany język" Fromma) jest dla mnie naturalną sprawą. Nic w tym dziwnego. Ale może tylko dla mnie. Mocno boli mnie głowa (też jest w ulotce, ale to może być również efekt tych nowych tabletek antykoncepcyjnych). Ale ból nie pozwala dalej leżeć, więc wstaję z łóżka i odkrywam, że mam napad wilczego apetytu. Powraca wizja wielkiej dupy, ale trudno. Organizm chce, to dostanie. Zawsze wychodziłam z założenia, że ciało mi powie, że czegoś potrzebuje i że wystarczy uważnie posłuchać. I jeść to, na co ma się akurat ochotę.

Zostało z wczoraj trochę chrupek, ale na pewno nie wystarczy, więc pędzę do sklepiku (mając nadzieję, że jest o tej porze już czynny). Jest i cudownie się składa, bo udaje mi się upolować kawał drożdżowego rwańca z rodzynkami (normalnie, jak idę po zakupy tak około południa, to z reguły jest już wykupiony). Biorę cały kawał, bo uwielbiam to ciasto. Biorę też chrupki do pogryzania: o smaku pizzy, o smaku sera, i o smaku bekonu. Oraz batonika Milky Way. Oraz mentosy owocowe, które równie świetnie nadają się do żucia i mamlania, kiedy zaczyna brakować jakiej czynności wokół ust. Jest coś na rzeczy z tą fiksacją oralną, której rzekomo objawem jest palenie papierosów (terapeuci psychodynamiczni od dziadka Freuda mieliby niezły ubaw). Wracam do domu i rzucam się na batonika i rwaniec. Dla Rafała zostaje tylko kawałeczek ciasta, ale cóż - rzucanie palenia ma priorytet ;)

Pożeram tyle, ile czuję, że muszę i kładę się na jeszcze trochę, czytając kryminał (akurat przerabiam norweską serię Jo Nesbo) i popijając kawę. Czytam, trochę drzemię, do palenia mnie nie ciągnie. Nieustannie mnie to zdumiewa. Ciągnie mnie za to do mentosów. OK, w porządku, mój mózgu. Mówisz i masz. Dziś pracuję rano i po południu. W drodze na poranną sesję, zabieram całą paczkę, która została jeszcze w domu. I w innym niż zazwyczaj miejscu (żeby wprowadzić te nowe obyczaje, o których pisałam wcześniej) zapalam. Efekt jest dziwny. Cytyzyna naprawdę musiała poblokować receptory nikotynowe, bo po pierwsze, papieros mi nie smakuje, po drugie, nie ma spodziewanego kopa, a po trzecie, czuję się straszliwie przepalona. Usta mnie pieką. A przecież to pierwszy dziś. Ale tak, w ulotce było też napisane o zmianach smaku i pieczeniu języka.

Ale, że niby co? To ma mnie zniechęcić? Tak awersyjnie, że niby nie smakuje? Nie ze mną te numery. Nie paliłam przecież dla smaku i nie oczekuję, że będzie smakować. Oczekuję, że nikotyna dotrze do mózgu w 7 sekund (patrz: Rzucanie palenia - dzień pierwszy). Dlatego cała sytuacja mocno mnie irytuje, czuję się wręcz zmanipulowana! Jeśli działanie tego całego Desmoxanu ma się sprowadzać do tego, że papierosy przestaną mi smakować, to na cholerę mi taka kuracja?! I bez Desmoxanu mi nie smakowały, powtarzam - nie paliłam z powodu smaku papierosów, tylko z powodu uzależnienia. I z takim efektem to ja sobie potrafię "doskonale poradzić", tak jak "poradziłam" sobie poprzednim razem, kiedy rzucałam palenie 15 lat temu (zakładka: O mnie). Podobne relacje (w sensie, jak skutecznie wrócić do nałogu) słyszałam również od pacjentów uzależnionych od opiatów (na przykład heroiny) leczonych za pomocą specjalnych leków - blokerów receptorów opioidowych). I ja i oni wpadliśmy na ten sam pomysł. Nie smakuje? Nie działa? Nie ma oczekiwanego kopa? To trzeba się struć. Kiedy 15 lat temu, po trzymiesięcznej przerwie w paleniu, sięgnęłam znów po papierosa, nie smakował mi kompletnie. Był wstrętny. A jednak zapaliłam kolejnego (też nie smakował) i następnego... Aż wreszcie wymyśliłam metodę. Wypaliłam niemal całą paczkę. Wszystkie 20 sztuk pod rząd. Kręciło mi się w głowie, owszem. Ale na tyle skutecznie strułam uwrażliwione podczas trzymiesięcznej przerwy kubki smakowe, że następne papierosy już takiego wstrętu nie budziły. Mogłam wrócić do swojego nałogu.

Przypominałam sobie też opowieści pacjentów uzależnionych od alkoholu: porzygam się? No to się porzygam, ale wypić muszę. A ja, czy ja zapalić muszę? W tym momencie to już naprawdę nie wiem, wiem natomiast, że jestem całą sytuacją poirytowana. Jakby mi się z tym rzucaniem palenia jakaś straszna krzywda działa. Jakby mi coś zabierali. I to wbrew mojej woli! Jakby była we mnie część, która na siłę, nawet kosztem smakowego i zapachowego wstrętu koniecznie chciała wrócić do tego, co było trzy dni temu. Przywrócić status quo. Myślę w tym momencie o tym, jak potężną siłą jest uzależnienie. Mam też skojarzenie, że jest w tym coś autodestrukcyjnego - to pragnienie, aby znów móc sobie robić krzywdę. Znów móc palić.

Po powrocie do domu opowiadam o wszystkim Rafałowi. Mówienie na głos o tym, co czuję, bardzo mi pomaga. Bo mogę to sobie nazwać na głos, usłyszeć swoje myśli i zobaczyć cały ich dzisiejszy chaos.

Czuję się, jakby mnie w coś wrobiono, jakbym to nie ja sama podjęła decyzję o rzucaniu palenia. Nawet mówię o tym w taki sposób: "Zobacz co mi się porobiło!" W trzeciej osobie, jakby to nie miało związku ze mną. Rafał zwraca uwagę: "Ale przecież sama to sobie zrobiłaś, sama zdecydowałaś, że rzucasz". No niby tak, ale jak wymyślę sobie jakiegoś zewnętrznego wroga, który mnie do rzucania zmusił, który wywiera presję, to będę się mogła wobec niego zbuntować w rzekomej obronie mojej suwerenności. I będę mogła wrócić do palenia. Czuję, jakby dziś były we mnie dwie zupełnie przeciwstawne siły. Dwie Ele. Jedna - to ta co podjęła decyzję o zerwaniu z nałogiem. I druga, która się przeciwko temu buntuje, złości i tylko szuka pretekstu, żeby zbojkotować cały ten pomysł. I ta druga już teraz tęskni, już teraz (mimo, że na tym etapie kuracji mam jedynie zmniejszać ilość wypalanych papierosów) płacze, że sobie nie wyobraża, jak to będzie wyglądać, kiedy tych papierosów nie będzie. Rafał próbuje powiedzieć coś racjonalnego, ale pół żartem, pół serio (bo przecież widzę, co się ze mną dzieje) wykrzykuję, że chcę sobie trochę pohisteryzować i żeby mi nie przeszkadzał!

Na wyświetlaczu telefonu nieodebrane połączenie od Rudej, mojej przyjaciółki. Dzwoniła też wczoraj. Nie oddzwaniam, dopóki jestem w domu. Celowo nie oddzwaniam, bo to zbyt silnie kojarząca się z paleniem sytuacja. Zawsze przecież, jak rozmawiamy przez telefon, to wychodzę na balkon i palę. Na razie wolę nie ryzykować. Wiadomo, podstawowe zalecenie w pierwszym okresie zrywania nałogiem, to nie ładować się w sytuacje zagrożeniowe. Nie utrudniam więc sobie. Do Rudej dzwonię już z gabinetu, bo tam palić nie wolno. Wyjaśniam, co i jak, żeby nie brała tego osobiście, ale w tym momencie muszę z tym swoim niepaleniem obchodzić się jak z jajkiem, więc jak nie odbieram, to to nie jest przeciwko niej. Rozumie, wszak to przyjaciółka, a już jakiś czas temu wspominałam jej, że mi taki pomysł chodzi po głowie. Wpierdzielam jeszcze trochę chrupków i już znowu trzeba się zbierać do pracy. Zakładam czerwony polar... I nosz kurwa! Śmierdzi! Śmierdzi mi papierosami! No tego jeszcze brakowało, żeby mi ciuchy zaczęły śmierdzieć! Czuję mieszankę rezygnacji, zdziwienia i złości i jadę do gabinetu. Czy to są te wahania nastroju, co mają wystąpić?!

Do pracy, na popołudnie absolutnie celowo zabrałam ze schowanej paczki tylko jednego papierosa. Jednego! Na całe popołudnie aż do wieczora. To ma być taki eksperyment. Na wszelki wypadek zabieram też paczkę tych chipsów o smaku pizzy i resztkę mentosów, a jak będzie za mało do pogryzania to wtrząchnę wszystkie cukierki z gabinetu. Jedna z pacjentek zauważa, że jem te chrupki (nadal nie opowiadam, że jestem w trakcie rzucania palenia) i chyba z troski, żebym się tak niezdrowo nie odżywiała (mogła wszak pomyśleć, że od rana tylko te chipsy wcinam) przynosi mi ze sklepu, do którego poszła rozmienić pieniądze - drożdżówkę. Wzruszyłam się. Autentycznie się wzruszyłam...

Podsumowanie dnia? Łącznie 7 wypalonych papierosów. Ostatnie, jak zwykle, przed snem. Wnioski i obserwacje: Trzeba unikać zagrożeń, nawet jeśli jest nim przyjaciółka. Cytyzyna blokuje receptory. Papierosy nie smakują, ale głód (bardziej psychiczny) jest w tym momencie nadal silny. Fizycznie spoko, poza szaleńczym apetytem.

15 komentarzy

  1. To dlatego nie odbierasz i ode mnie? :)
    Trzymam kciuki za ten odważny eksperyment, niech Ci się uda!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego. Na razie za trudne, jak jestem w domu. Dzięki za kciuki :)

      Usuń
  2. Wzbudziłaś we mnie potrzebę analizy i już wiem, że moimi największymi zagrożeniami jest stres (złudzenie, że papieros uspokaja) i jedzenie (no po jedzeniu to już na pewno, bez wyrzutów sumienia, mogę sobie zapalić. Najlepiej dwa pod rząd)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo warto jak najdokładniej zanalizować sytuacje, które mogą być ryzykowne. Najlepiej jak najbardziej precyzyjnie, żeby był konkret :) Bo to daje jakąś kontrolę. Na moim przykładzie: nie sama rozmowa z przyjaciółką, bo to zbyt ogólne tylko (na obecnym etapie) rozmowa w miejscu, gdzie mogę zapalić. Jak stres - to, co stresuje, itd. Wiedza o własnych zagrożeniach pozwala ich unikać lub jakoś się na nie przygotować.

      Usuń
  3. 4 dzień na Desmoxanie. Pierwszy bez papierosa. Czuję dokładnie to samo co Pani napisała. Uspokoiłam się, że nie tylko ja tak mam. Mój mąż rzucił w tym samym czasie i nie ma z tym najmniejszego problemu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świadomość, że inni mają podobnie jakoś uspokaja, prawda?
      Trzymam kciuki za powodzenie.

      Usuń
    2. Udało się! Nadal nie palimy. Teraz jest już łatwiej, nie chce się palić. Najgorsze są te przyzwyczajenia "psychiczne". Na balkonie swojego mieszkania byłam ostatni raz 20 października. Kojarzy mi się tylko z paleniem, wolę nie ryzykować ;p

      Usuń
    3. Gratuluję i trzymam kciuki. Ja też nie wychodziłam długo na balkon. Powodzenia!

      Usuń
  4. Dobry wieczór ! Czy jest tu jeszcze Ktoś, kto rzucił palenie ? Pozdrawiam Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się nadal trzymam. W kwietniu będą 3 lata od założenia bloga i zapalenia ostatniego papierosa :)

      Usuń
  5. Tak! Trafiłam tu bo właśnie mija miesiąc odkąd nie palę.
    Zawsze byłam w dobrym kontakcie ze swoim ciałem, więc doceniam mnóstwo drobnych rzeczy, które już odczuwam - mniej zawalone zatoki (to jest wspaniałe) , silniejsze odczuwanie smaków, zapachów, gładsze ciałko.
    Mam ochotę czasem na papierosa, ale skutecznie mnie odrzuca wyobrażenie siebie spowitej dymem :) co do diety i tycia - myślę, że to super pomysł połączyć rzucenie ze zmianą nawyków, nawet jeśli wydaje się to śmieszne, człowiek potrzebuje skupić się na czymś innym. Ja regularnie uprawiam sport, co na pewno mi pomaga...

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję za tego bloga! Tego mi trzeba było! Jakbym o sobie czytała!
    Ja dopiero na początku tej drogi.

    OdpowiedzUsuń
  7. U mnie dopiero 1 dzień na desmoxanie. Na razie 0 fajek. Dzięki za bloga. Pozdro Radek

    OdpowiedzUsuń
  8. Postanowilam nie palic troche przy pomocy meza ktory ko trolowal mnie jak smarkule
    Ok kupił mi nawet Tabex i spoko
    Już jestem w połowie kuracji i dzała, bez stresu niemam ochoty na fajeczke
    Aż dziw ,spokojnie podeszłam do problemu ,i zero nie chce mi się palic ,zobaczę później może będzie ok
    Ale co dziwne mam koszmary i dziwne sny i ciągle mam wrażenie że to sen na jawie
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  9. 6 dzień leci,jestem na etapie 90% na nie 10% żeby zapalić,z rana naszła mnie myśl że może zostanę przy paleniu ale ograniczę ilość wypalanych papierosów, ale ni chu.. Nie poddaje się i jadę dalej. 😁😁😁
    Takiego parcia zeby zapalić ale pokusa jest,

    OdpowiedzUsuń

© Psycholog rzuca palenie
Maira Gall