Zdjęcie z pierwszego spaceru bez papierosa (1 maja 2016) |
Przykład: tą ramą dla radzenia sobie z głodem nikotynowym jest po pierwsze, identyfikacja i unikanie sytuacji zagrożeniowych, a po drugie, znalezienie jakiejś czynności zastępczej, która sprawdzi się w sytuacji silnego głodu. Nie mam pojęcia, jakie są czyjeś indywidualne sytuacje zagrożeniowe, mogę się tu jedynie opierać na swojej wiedzy o uzależnieniach i doświadczeniu własnym. Czyli należy unikać sytuacji, w których zazwyczaj sięgało się po papierosa, miejsc i tras, które kojarzą się z dymkiem i osób palących, czy takich które właśnie z papierosami się kojarzą. I należy to potraktować bardzo dosłownie. W moim przypadku chodziło o:
- w pierwszych dniach zmiana nawyku dotyczącego pierwszego porannego papierosa - opóźniać tak długo, jak się da
- wychodzenie na balkon (bo tam zwykle paliłam podczas przerw w pracy przy komputerze)
- wychodzenie przed budynek podczas przerw pomiędzy poszczególnymi sesjami w gabinecie
- zmiana trasy do pracy i z pracy (po prostu szłam innymi ścieżkami)
- zawieszenie rozmów przez telefon z przyjaciółmi (dzięki, Gośka i Iwona, że zrozumiałyście o co chodzi), zwłaszcza w domu, bo zawsze wtedy wychodziłam na balkon, a to właśnie sytuacja zagrożeniowa
Pracując przez te kilkanaście lat z osobami uzależnionymi, doszłam do wniosku, że do osiągnięcia sukcesu w radzeniu sobie z nałogiem konieczne są 3 elementy:
- DECYZJA - tak, chcę to zrobić, chcę rzucić palenie, chcę przestać pić, ćpać, grać, czy cokolwiek innego. I to musi być moja własna decyzja. Nie mamy, taty, męża, żony, szefa itp. Nie da się nikogo zmusić do zerwania z nałogiem. Mówiąc wprost: musi sam chcieć, musi mieć powód do zrobienia w swoim życiu takiej rewolucji. I nie może to być powód (motywacja) narzucona przez kogokolwiek z zewnątrz. W ten sposób, owszem, można kogoś namówić do krótkiej, wymuszonej okolicznościami przerwy, ale nic więcej. W tym kawałku to ja mam jeszcze trochę do przepracowania, bo nadal nie znalazłam tego swojego BO. Nie palę, BO... Im bardziej przemyślana motywacja, tym większe szanse powodzenia.
- WIEDZA - sama decyzja nie wystarczy, jak się nie będzie wiedzieć, JAK to zrobić. Tego wszystkiego dowiadują się ludzie na różnych terapiach uzależnień, grupach samopomocowych (np. AA), czy od innych ludzi, którzy mieli podobny problem (dzięki Tato, dzięki Kala, dzięki Aniu). Trzeba się dowiedzieć, czego należy przestrzegać, co utrudnia, co pomaga, kiedy jest najtrudniej i w ogóle - czego się można spodziewać podczas rozstawania z nałogiem (te wahania nastroju, różne objawy odstawienne, głody nikotynowe, alkoholowe czy narkotykowe w zależności od tego, co kto zażywał), czego unikać, jak zostać obserwatorem swoich stanów emocjonalnych (żeby natychmiast wyłapać te, które ciągną do nałogu). Na co zwracać uwagę, jak sobie radzić w momentach kryzysowych. ITD.
- PRZESTRZEGANIE ZALECEŃ - decyzja i wiedza same też nie wystarczą, jeśli się nie będzie przestrzegać zaleceń i np. ładować w sytuacje zagrożeniowe, lekceważyć głody, zaprzeczać ich istnieniu, czy uzna się, że się jest wyleczonym i problem zniknął. Warto w tym momencie zwalczyć pokusę "wiedzenia lepiej" - na tym przejechało się najwięcej osób uzależnionych, więc ja skuliłam uszy po sobie i postanowiłam grzecznie słuchać między innymi ulotki.
"Głód jak wysoka fala: dochodzi do plaży, słabnie i się spokojnie rozlewa. Pozdrawiam i trzymam kciuki".Wiem, że za ochotą nie musi iść realizacja, że chęć nie oznacza działania, więc nie zaciskam zębów i nie udaję sama przed sobą, że głodów nikotynowych nie mam. Na tym też się sporo osób sypie, bo tak się boją zauważyć swoje głody, że je ignorują, a te dopadają je znienacka.
Marek Cieślar
Legendarne czynności zastępcze to temat rzeka. Ale to one pomagają poradzić sobie z głodami nikotynowymi. Moje wiele osób mogłoby uznać za zdrowotnie kontrowersyjne, ale przypomnę, że nie rzucam palenia w celu przejścia na zdrowy tryb życia i że na oceny ze strony innych jestem skutecznie uodporniona. No więc ja zdecydowałam się na zajadanie swoich głodów. Celowo i świadomie. Bo skoro ta nikotyna dociera do mózgu i daje efekt po kilku sekundach, to coś, co ma ją zastąpić, musi mi dać równie szybką frajdę. Nie dietetyczną męczarnię. Ma dać radochę.
Polecam? Nie, nikomu nie doradzę tej metody, bo potem będzie na mnie, jak ktoś przytyje parę kilo. Znajdźcie sobie coś, co się sprawdzi u was. Coś zdrowszego ;)
Ja przytyłam 4 kg w ciągu tych dwóch tygodni, co sprawdziłam na wadze, która kurzyła się w łazience (na co dzień jej nie używam, bo moja waga waha się zwykle od 52 kg latem do 54 kg zimą i niespecjalnie się tym przejmuję). A co więcej, było to zajadanie się wszystkim, na co tylko miałam ochotę: stąd te chrupki, ciasta, mentosy, delicje i inne pyszności. Normalnie też jadam ich sporo, ale teraz, podczas rzucania zaczęłam je po prostu pochłaniać.
Wyszłam z założenia, że jakąś frajdę ten mój organizm musi mieć i jeśli żąda - to dostanie. Spełnię wszystkie jego zachcianki, jeśli tylko pomoże mu to poradzić sobie z głodem nikotynowym. Zażeranie się smakołykami to czynność przy ustach, dostarcza frajdy - i o to mi chodziło. Dostałam przy okazji mnóstwo zachęt do diet, marchewek i innych takich, ale jakoś mi się organizm o marchewki nie dopomniał.
Miałam też nadzieję, że się na swoim ciele nie zawiodę. Bo mam do niego zaufanie, wierzę, że jak czegoś chce, to właśnie tego potrzebuje i że jak przestanie potrzebować takich ilości żarcia, to mi to zasygnalizuje. No i się nie zawiodłam. Od kilku dni żarłoczność mi spada. Byłam przekonana, że tak będzie, jak mi się ciało z pierwszego szoku (a tym jest przecież odstawienie nikotyny) otrząśnie.
Owszem, nadal kupuję słodycze i różne chrupiące przegryzajki, ale zdecydowanie mniej niż w szczytowym okresie. Rafał też mówi, że mniej, a sama widzę, że mniej toreb przynoszę ze sklepu za jednym zamachem. Zamierzam też nadal nosić w kieszeniach owocowe mentosy, bo do kieszeni sięgam odruchowo (no, czego tam łapki szukają, czego?), więc niech coś tam będzie.
Trzymajcie kciuki nadal. Podsumowanie pierwszego etapu (czyli koniec kuracji desmoxanem) już wkrótce. Papierosy odstawia się najpóźniej w 5 dniu kuracji, co też uczyniłam, tak więc dziś dzień 20. Czyli za 5 dni koniec.
Myślę, że najtrudniejsze zacznie się po kuracji. To trochę tak jak po diecie rozpisanej przez dietetyka, kiedy nagle trzeba zacząć radzić sobie kompletnie samemu. Ja miałam z tym problem i nadal wiem, że pewne uzależnienie od nadmiernego jedzenia nadal u mnie istnieje. Jak dobrze, że nie muszę rzucać palenia, bo też bym przytyła i to pewnie znacznie więcej niż Ty.
OdpowiedzUsuńAle z Twoich wpisów próbuję się nauczyć właśnie tego zaufania do swojego organizmu. Na luzie jakoś mi łatwiej jeść zdrowo i nie za dużo. :)
Dlatego własnie podzieliłam sobie ten sukces na 2 etapy. Pierwszy: odstawienie papierosów. Drugi: nauczenie się nowych nawyków. Tutaj jest ciekawie, hihi... Ostatnio jechałam tramwajem, śpieszyłam się, więc dość nerwowo i taka myśl: rany, kiedy ja wysiądę, marzę o tym, żeby wysiąść, muszę wysiąść jak najszybciej, bo zwariuję i natychmiast kupić... mentosy ;) Czyli mózg już się przestawia :)
UsuńNo to z jednego nałogu w drugi...
UsuńJedzenie mentosów nie spełnia klinicznych kryteriów uzależnienia.
UsuńA przymus przyjęcia substancji, która działa na niekorzyść organizmu? Mniejsze zło?
UsuńDo tego, aby mówić o uzależnieniu konieczne jest stwierdzenie, że występują co najmniej 3 z 6 klinicznych objawów uzależnienia. Według obowiązującej międzynarodowej klasyfikacji chorób i zaburzeń. Jak ktoś bez tego mówi uzależnieniu, to mamy właśnie to, o czym pisałam: nadużywanie tego pojęcia. Niestety, dość popularne w czasach kulinarnych histerii :)
UsuńOk. Nie mam uwag. Miłego dnia.
OdpowiedzUsuńDalszego ciągu nie będzie?
OdpowiedzUsuńNa pewno rzadziej niż do tej pory. Ten pierwszy miesiąc był najbardziej intensywny. Ale chce też uzupełnić menu górne, coby dać tam więcej takich ogólnych informacji. Fajnie, że zaglądasz, to motywujące :)
UsuńZaglądam, zaglądam! Już podejrzewałam, że wakacje masz. Fajnie, że działasz:) Pozdrowienia
Usuń