poniedziałek, 9 maja 2016

Rzucanie palenia - trudny weekend

Ostatnie dwa dni były chyba najtrudniejsze od początku całej kuracji. Nosi mnie jak cholera, przy czym tym razem nie chodzi o wahania nastroju czy nadmierną drażliwość. Chodzi o normalny, zwyczajny głód nikotynowy, który odzywa się bardzo intensywnie. A odzywa się na kilka sposobów.

Jeden z nich widać na załączonym obrazku, na którym leżę w okładach z kotów i trzymam książkę. I żeby było jasne - w tym momencie jej nie czytam, chociaż to niezła proza Piekary z cyklu o inkwizytorze Mordimerze. Śpię. Po prostu śpię. Czytałam wcześniej, zanim nie zasnęłam. Deficyty nikotyny (w połączeniu ze zmniejszaną zgodnie z ulotką dzienną dawką cytyzyny) właśnie tak się u mnie objawiają. Potwornie chce mi się spać. Niezależnie od tego, ile spałam w nocy. Rano, po południu, wieczorem dopada mnie senność.

O drugim już się porozpisywałam, ale i tak warto wspomnieć. Apetyt nadal ogromny. Tym razem padło na słodkości. Żartowałam dziś po powrocie ze sklepu, że w tym stanie nie wolno mnie wypuszczać na zakupy, bo nabędę wszystko, na co tylko mi przyjdzie chęć. Dziś padło (NARAZ!) na sernik krakowski, roladę z ciasta kawowego i kremu, ciasto cytrynowe, dwie paczki mentosów owocowych, chrupki i winogrona. Wszystko kupione po południu, około 14.00. Mentosów nie było o godzinie, ciasta cytrynowego już nie ma, winogron i chrupek też, zostało trochę rolady i sernika. Potworne ilości jedzenia. Czy mnie to przeraża? Nie. Zawsze jadłam sporo, nie przejmując się aktualnymi kulinarnymi histeriami czy modami na to, co akurat jest niezdrowe. Jadłam tyle, ile chciałam i to, co chciałam, nie narzekając przy tym na swoją wagę. Podejrzewam zresztą, że problemy z tuszą dotyczą przede wszystkim tych, którzy poświęcają jedzeniu mnóstwo uwagi, zastanawiając się nad każdym kęskiem. No, naprawdę, są w życiu bardziej interesujące sprawy. Zawsze byłam przekonana, że mój organizm dopomni się, jeśli mu będzie czegoś brakować, bo na to własnie będę miała apetyt. Nadal jestem o tym przekonana, ale to co się dzieje, wygląda na stan wyjątkowy. Nie dziwię się zresztą, odstawienie substancji, którą w sporych dawkach przyjmuje się przez 20 lat to musi być niezły szok dla ciała. Ale też ufam mojemu ciału i wierzę, że powoli się wszystko unormuje.

Objaw trzeci jest najtrudniejszy do ogarnięcia. W sensie uciążliwości. Regularnie, bardzo często pojawia mi się myśl o papierosie. O tym, żeby wyjść na balkon i zapalić. Skończyłam pisać zlecony text? Myśl o zapaleniu pojawia się jak na zawołanie. Budzę się z jednej z drzemek? Zapalić! Skończyłam czytać najpierw Piekarę, potem "Politykę"? Zapalić. I tak dalej. Myśl pojawia się jak natrętny obrazek, ochota: zapaliłabym.... Zakładam polar? Chcę zapalić, ale to akurat nic dziwnego, bo zakładanie polara przed wyjściem na balkon jest ewidentną sytuacją skojarzeniową. Owocuje natychmiastową wizją mnie trzymającej w ustach papierosa.

Po co ja się o tych objawach tak rozpisuję? Bo to jedno z najważniejszych zaleceń podczas wychodzenia z dowolnego uzależnienia. Zazwyczaj powtarzam pacjentom, którym pomagam przy ich uzależnieniach, że powinni zostać najlepszymi specjalistami od swojego nałogu. Poznać go na wylot. Bo to oni znają siebie najlepiej i to oni będą musieli sobie poradzić, kiedy najdzie ich silny głód. Czyli? Co to znaczy poznać swoje uzależnienie? Określ, zidentyfikuj po pierwsze: swoje objawy głodu, a po drugie: sytuacje zagrożeniowe, które związane są z podwyższonym ryzykiem pojawienia się tych głodów. No to określam, traktując siebie jako własną pacjentkę.

Po co się określa te sytuacje? Żeby ich unikać. Zwłaszcza w początkowym okresie wychodzenia z nałogu, kiedy to wszystko jeszcze takie świeżutkie. Toteż na balkon nie wyszłam od pierwszego dnia kuracji, drogę do pracy nieco zmieniłam, podczas przerw między kolejnymi sesjami nie wychodzę przed budynek. Jak mi się dramatycznie chce palić - rozmawiam o tym z Rafałem. Wiem też, że uzależnienie to paskudne choróbsko, więc może się nieźle przyczaić i odezwać w najmniej oczekiwanym momencie. Nałóg jest sprytny. Tak sprytny, jak ty sam czy ty sama. Więc wiem też, że głód nikotynowy może mnie dopaść wszędzie, zwłaszcza wtedy i tam, gdzie się spodziewać nie będę.

Nadal myślę też o tej mojej motywacji. Na razie bez zmian. Jednak znalezienie odpowiedzi na tak postawiony problem:
Potwornie chce mi się palić, teraz już, natychmiast, ale nie zapalę BO: ...... (i tutaj pojawia się ów istotny powód)
wydaje mi się kluczowe. Jeśli cała rzecz ma się udać.

9 komentarzy

  1. Ciesze się, że piszesz! Dobrze przeczytać wieści od Ciebie i to jeszcze w poniedziałek rano. Postanowiłam, że nic radzić nie będę, wymądrzać się, dzielić doświadczeniem itd. Przesyłam tylko wyrazy duchowego wsparcia: niech moc będzie z Tobą!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeżeli systuacja zrobi się bez wyjścia,możesz jeszcze pomyśleć o mnie-Twój staruszek...

    OdpowiedzUsuń
  3. Okład z kotów musi być kojący :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze, że walczysz dalej, nie poddawaj się :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mniej w tym walki niż bardzo czujnej obserwacji :)

      Usuń
  5. Mam nadzieję że się udało

    OdpowiedzUsuń

© Psycholog rzuca palenie
Maira Gall