czwartek, 15 czerwca 2017

Rok. Ponad rok

Nie palę już ponad rok. Rocznica minęła 30 kwietnia, ale zupełnie nie było czasu na pisanie. Naszą energię pochłonęła przeprowadzka i zawirowania zdrowotne Mechatka, jednej z naszych kotek. Mechatek ma chłoniaka (uprzedzam pytania - u kotów są one zasadniczo nieuleczalne, ale można je przy odpowiedniej dozie troski na długo zatrzymywać) i kryzysy zdarzają się coraz częściej, więc wizyty u weterynarza są priorytetem. Naprawdę nie miałam ani czasu ani siły myśleć o napisaniu posta na bloga.

Mechatek na jednym z plecaków
przygotowanych do pakowania

Przeprowadzkę można uznać za zakończoną, a Mechatkowe zdrowie po raz kolejny się ustabilizowało. Więc uprzejmie donoszę: nadal nie palę :)

Tak, proszę państwa. To już rok. Dziękuję wszystkim za kibicowanie, podtrzymywanie na duchu, dzielenie się własnymi doświadczeniami (Rafał, Kala, tata, Marek C.). Nie dziękuję za dobre rady, które niestety też dostawałam, a które jedynie irytowały. Dziękuję za chrupki, mentosy i ciasteczka, które przydawały się w momentach kryzysu i były miłym gestem świadczącym o zrozumieniu.

Nie był to łatwy rok. Z tej perspektywy mogę powiedzieć, że najtrudniejsze są pierwsze tygodnie, kiedy głód nikotynowy dokucza szczególnie mocno, a sposoby radzenia z nim jeszcze nie zdążyły się utrwalić. Potem robi się z górki, co nie oznacza, że można sobie pozwolić na utratę czujności. Tak jak pisałam: decyzja o rozstaniu się z nałogiem nie jest decyzją podjętą raz na zawsze. Podejmuje się ją za każdym razem od nowa w sytuacjach, kiedy bardzo, ale to bardzo chce się zapalić. Wiedziałam o tym jako psycholog oraz terapeuta uzależnień, a podczas minionych miesięcy miałam okazję przekonać się o tym wielokrotnie na własnej skórze.

Wyjątkowo trudne były dla mnie te chwile, kiedy przeżywałam irytację pomieszaną z bezradnością. Każdy uzależniony ma taką własną, indywidualną mieszankę emocjonalną, na którą musi specjalnie uważać, bo ryzyko, że ulegnie pokusie, jest wtedy szczególnie duże. U mnie to właśnie to. Trudne były momenty nudy i nicnierobienia, bo wtedy myśl o papierosie pojawiała się wręcz natrętnie. A czasami pojawiała się zupełnie znienacka, bez wyraźnego powodu - po prostu taki przebłysk na skraju świadomości: ale bym zapaliła! Te chwile były najtrudniejsze, bo w nich akurat głodu nikotynowego się nie spodziewałam.

I w każdym z tych momentów musiałam moją decyzję podejmować na nowo.

Ciekawym doświadczeniem był mój pierwszy sen nikotynowy. Owszem, znałam z literatury i z 20 lat pracy z osobami uzależnionymi zjawisko snów alkoholowych czy narkotykowych, bo ostrzegałam przed nimi moich pacjentów, ale sen nikotynowy? A jednak. Koleżanka, również psycholog i terapeutka uzależnień, której opowiedziałam o nim, zapytała, jak ten sen wyglądał. Cóż, żadnych metafor, żadnych subtelności. Po prostu intensywnie się w nim napaliłam i było to przemiłe odczucie. Wiem, że takie sny mogą mi się jeszcze nie raz przydarzyć, podobnie jak zwyczajne nikotynowe głody.

A' propos przemiłego uczucia. Nie zostałam na szczęście antynikotynową fanatyczną neofitką, która zwalcza palaczy i nawraca wszystkich dookoła na niepalenie. To moja decyzja, podjęłam ją samodzielnie i nie życząc sobie żadnego nawracania, nie funduję go innym. To ich decyzja. Dorosły człowiek ma prawo zrobić ze swoim życiem i zdrowiem to, co mu się podoba. Jego życie, jego wybór, jego ryzyko. Zapach dymu tytoniowego nie stał się dla mnie wstrętny. Oczywiście, doskonale go rozpoznaję, ale jest raczej neutralny ze wskazaniem na miły. Nie przeszkadza mi, że ktoś pali na ulicy, nawet gdy odbywa się to w bezpośrednim sąsiedztwie.

Rzecz jasna, inaczej do tego podchodziłam w samych początkach mojego niepalenia, wtedy nawet poprosiłam moją przyjaciółkę, abyśmy przez pewien czas wstrzymały się z rozmowami telefonicznymi, bo są one dla mnie sytuacją mocno skojarzeniową i zagrożeniową, gdyż zawsze podczas rozmów z nią wychodziłam na balkon i paliłam. Zaczęłyśmy rozmawiać mniej więcej po miesiącu, kiedy poczułam się już pewniej i umówiłyśmy się, że jeśli poczuję, że jej palenie przy mnie stanowi dla mnie zbyt silną pokusę, to jej o tym powiem. Ale ku memu zaskoczeniu okazało się, że widok i zapach papierosów nie jest dla mnie wyzwalaczem (nie wywołuje głodu nikotynowego). Poza jednym wyjątkiem. Kiedy jestem mocno zmęczona lub rozdrażniona. Wtedy widok Rafała wyciągającego papierosa z paczki stanowi tak silny bodziec, że muszę się mocno powstrzymywać, aby nie powiedzieć: poczęstuj mnie. Na razie poprosiłam go, aby chwilowo przy mnie nie palił.

Najsilniejsze sytuacje zagrożeniowe? Kiedy odkryłam, że pewna agencja SEO posługuje się zdjęciami ukradzionymi ze strony mojego gabinetu psychologicznego do promowania konkurencji i trzeba było sprawę załatwić stanowczo i szybko. Kiedy w wigilijny poranek Mechatkowi tak się pogorszyło, że zamiast pociągiem do rodziców musieliśmy pojechać tramwajem do lecznicy i święta spędzaliśmy na miejscu. Kiedy podczas przeprowadzki natknęliśmy się na zupełnie niekompetentnego montera, który nie umiał podłączyć kabla i wyglądało, że pożegnamy się z dotychczasowym operatorem internetu, a sytuacja rozwijała się jak żywcem wyjęta z filmów Barei. Kiedy czułam, że jestem zmęczona tak bardzo, że chętnie bym się odprężyła puszczając dymka.

Nieco nadal dziwią mnie pytania, czy nie zapaliłam ani jednego i czy może zapaliłabym jednego. Nie. Jestem uzależniona od nikotyny, co oznacza, że jeśli zapalę jednego, to w szybkim czasie będę znów paliła ponad paczkę dziennie. Że może niekoniecznie? Że może przesadzam? Może. Ale wolę przesadzić w tę stronę i tego jednego, na którego mam ochotę, nie zapalić niż zaprzepaścić ten rok i zaczynać od nowa.

Co z wagą? Trzyma się w okolicach 62 kilogramów. Mogłoby jeszcze spaść z 6 kilo. Tyłek jednak nieco mniejszy, a cycki nadal OK. I niech tak zostanie  :)

Ten rok to mój ogromny sukces.
Trzymajcie kciuki :)

12 komentarzy

  1. Wielkie gratulacje, tylko ktoś, kto choć raz wychodził z jakiegoś nałogu, zrozumie ile zrobiłaś. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. To był kawał dobrej roboty. To JEST kawał dobrej roboty.

      Usuń
  2. Cześć Elu, Twoje posty były i dla mnie bardzo pomocne.

    Niestety też trochę paliłem, bo około 2 lata, choć obiektywnie nie tak dużo bo 1 paczka starczała mi na 3-4 dni. Ale dla mnie wychodzenie z nałogu było i jest trudniejsze. Próbowałem już kilka razy, jednak podczas "momentów kryzysu" wracałem. Obecnie jestem na etapie 2 tygodni bez dymka.

    Mam jednak pytanie, ponieważ masz duże doświadczenie zawodowe z nałogowcami, (choć jak sama wspominasz palaczy unikasz a blog jest o paleniu) to czy nie myślałaś o rozszerzeniu bloga i zamieszczania wpisach o twoich pacjentach, trudnych przypadkach, po porostu Twojej pracy zawodowej.


    Rozumiem że jesteś bardzo zajęta, ale z pewnością było by to bardzo pomocne dla wielu ludzi.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za podzielenie się swoimi doświadczeniami. Nigdzie nie wspominałam, że palaczy unikam :) Wspomniałam, że unikałam na samym początku wychodzenia z nałogu, żeby sobie nie utrudniać.
      Jeśli chodzi o moją pracę zawodową i pomocne wpisy, zawsze można zajrzeć na mojego bloga zawodowego. Zapraszam:
      http://ppp-salamandra.blogspot.com/

      Usuń
    2. Spóźnione gratulacje od 5-misięczniaka ;)

      Usuń
    3. Super, również gratuluję!

      Usuń
  3. Gratuluję Elu, Twoje wpisy dużo mi dały. To co robisz jest ważne.

    OdpowiedzUsuń

© Psycholog rzuca palenie
Maira Gall